Dziś rano uświadomiłam sobie, że czegoś mi brakuje...Tym czymś, a raczej kimś jest Jacek. Byłam bliska zapomnienia o nim, ale on mi o sobie przypomniał. Kiedy szykowałam się do szkoły usłyszałam dzwonek do drzwi. To był on.
-Hej Wiki!-przywitał się
Byłam w takim szoku, że nie mogłam się ruszyć ani odezwać. Musiałam go tym wystraszyć.
-Wszystko w porządku?? Mogę ci jakoś pomóc??-pytał.
-Tak wszystko gra-wydukałam w końcu.
-Wystraszyłaś mnie, wiesz.
-Co ty tu właściwie robisz?-spytałam gdy udało mi się w pełni otrząsnąć.
-Przyszedłem po ciebie. Pomyślałem, że możemy razem pójść do szkoły-powiedział wesoło.
-A skąd wiesz, że ja chcę z tobą iść??
-Nie wiem, ale skoro i tak musisz tam iść to mogę ci potowarzyszyć-odparł ciągle bardzo pewny siebie.
-No dobrze. Poczekaj chwilkę, pójdę tylko po torbę-uległam mu.
-Oczywiście.
Pobiegłam po torbę i pospiesznie wybiegłam, jednocześnie popędzając Jacka. Bałam się, że jeśli rodzice go zauważą zrobią mi awanturę, że jestem za młoda na chłopaków. Szliśmy dość powoli bo szkoła była blisko, a do lekcji mieliśmy jeszcze sporo czasu.
-Dawno cię nie widziałem ślicznotko-wznowił rozmowę.
-Tak wiem. Mam teraz masę nauki-tłumaczyłam.
-Wiem, wiem. Słyszałem, że chodzisz na zajęcia do Nowaka i że jesteś w drużynie lekkoatletycznej. To prawda?
-Tak, choć nie z własnej woli. Za kare-wyjaśniłam.
-Za kare jesteś w drużynie? Moim zdaniem to raczej nagroda.
-Pufa posłała mnie na treningi.Nawet nie pytaj za co.
-Dobra, nie pytam. Czy mam jakieś szanse, żebyś poszła ze mną na ognisko do Pawła?-spytał nagle.
-Jakieś szanse masz, ale musisz ładnie poprosić-droczyłam się z nim.
Nagle Jacek uklęknął jakby miał mi się oświadczyć i zaczą mówić:
-Wiktorio czy zechciałabyś pójść ze mną na ognisko do Pawła? Proszę cię o to klęcząc przed tobą. Nie wstanę dopóki się nie zgodzisz. Proszę uczyń mi ten zaszczyt i pójdź ze mną.
Roześmiałam się. Wszyscy ludzie się na niego oglądali. Słyszałam jak jakieś starsze panie coś szeptały o tym, że ja na pewno jestem w ciąży, a on mi się oświadcza. On też musiał to usłyszeć bo wybuchnął śmiechem, choć starał się zachować powagę.
-No cóż, skoro tak ładnie prosisz to zgoda-powiedziałam w końcu.
-Niezmiernie się cieszę-powiedział wstając.
-Już za dziesięć ósma-powiedziałam patrząc na zegarek.
-W takim razie musimy się pospieszyć.
Złapał mnie za rękę i zaczął biec, ja biegłam razem z nim. Spóźniona wpadłam do klasy. Uśmiech jeszcze nie zdążył mi zejść z twarzy, a cała klasa łącznie z nauczycielką patrzyła na mnie jak na nienormalną. Gdy to zauważyłam usiadłam. Najwyraźniej w ramach mojej kary zostałam wywołana do odpowiedzi. Pytania były trudne i podchwytliwe więc dostałam kolejną jedynkę. Tak świetnie zaczęty dzień powoli się rujnował. Później był angielski. Wpadła mi dwója, więc bałam się, że na matmi też będzie bardzo źle. Nie myliłam się. Znów dwa. Na ostatniej lekcji był w-f. Myślałam, że się odstresuję, że może wpadnie mi jakaś dobra ocena no ale z moim pechem...Graliśmy w kosza. Moją ulubioną grę. Tę lekcje mamy wspólną z klasą Jacka. Ja byłam kapitanem u nas, Olka u nich. Widziała, że coś jest między mną a Jackiem, więc , niby przypadkiem, podstawiła mi nogę kiedy rzucałam piłkę do kosza. Upadłam. Poczułam ogromny ból w kostce, chciałam wstać, ale nie mogłam, wiedziałam, że coś jest nie tak z moją nogą, nie wiedziałam jeszcze co. Podbiegł do mnie trener i okrążyła nas gromada uczniów. Wciąż nie mogłam wstać. Tak bardzo bolało.
-Dasz rade wstać?-spytał Nowak.
-Nie-powiedziałam przez łzy bólu, które napłynęły mi do oczu.
-Niech ktoś zadzwoni na pogotowie!-krzyknął zdenerwowany trener.
-Co ty sobie myślałaś! Wylatujesz z drużyny!-krzyczał wściekły do Olki.
-Nie może mnie pan wyrzucić!-również krzyczała zrozpaczona Ola
-Owszem mogę, a ty się lepiej módl, żeby rodzice Wiktorii nie zgłosili sprawy na policję-powiedział przez zęby trener.
Minęło trochę czasu, a ja wciąż nie mogłam się podnieść. Przy mnie siedział Jacek i delikatnie gładził mnie po włosach. Usłyszałam dźwięk syreny. Wiedziałam, że to pogotowie. Zabrali mnie do szpitala. Zrobili serię badań, prześwietlenie i założyli gips, ponieważ miałam złamaną nogę. Byli ze mną moi rodzice, przyszedł Darek z dziewczyną, ale był strasznie chłodny, już wiedziałam, że ten pocałunek nic dla niego nie znaczył. Wieczorem przyszedł Jacek.
-Cześć piękna-powiedział od progu.
-Hej. Ty nie na ognisku?-spytałam zdziwiona.
-Przecież miałem iść z tobą, a skoro ty nie idziesz...Poza tym musiałem cię przecież odwiedzić.
-Dziękuję, że to dla mnie robisz, ale to bez sensu. Idź na to ognisko, wiem że chcesz. Jeśli się pospieszysz to jeszczę zdążysz.
-Ani myślę tam iść bez ciebie.-powiedział
Rozmawialiśmy jeszcze trochę i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się dopiero rano. Jego już nie było, ale zostawił kartkę. Napisał na niej:
"Odszedłem bez pożegnania, ale tak słodko spałaś...Nie chciałem cię budzić, a godziny wizyt się skończyły, więc wróciłem do domu, ale nie martw się. Przyjdę do ciebie po szkole. Szybkiego powrotu do zdrowia - Jacek"
Pisz dalej jestem ciekawa :D
OdpowiedzUsuń