wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział VII

   Obudziłam się dziś wcześnie. Wiedziałam, że coś ma się wydarzyć, ale nie mogłam sobie przypomnieć co... Ach tak! Dziś zdejmą mi gips!! Tak bardzo się z tego ciesze! Zauważyłam, że ostatnio nadużywam słów: szczęście i radość. To chyba dobrze. Zresztą nie ma czasu się nad tym zastanawiać...Muszę się ubrać. Hmmm...Jest już ciepło na zewnątrz więc ubiorę krótkie, dżinsowe spodenki i czarną bokserkę. Na nogi, a tak właściwie to na nogę, converse. Włosy związałam w kucyk. Wzięłam jeszcze telefon i byłam gotowa. Usłyszałam głos mamy:
-Wiki! Jesteś gotowa?
-Tak mamo!
-Dobrze. W takim razie Jacek po ciebie pójdzie i pomoże ci zejść na dół!
-On tu jest?!-spyałam zaskoczona.
-Tak. Już po ciebie idę-powiedział Jacek.
   Później wziął mnie na ręce i zaniósł na dół.
-Dziękuję, ale nie musiałeś mnie nieść-powiedziałam lekko zakłopotana.
-A co jeżeli ja chciałem?-spytał z uśmiechem.
-To już inna sprawa-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
   Wkrótce byliśmy w szpitalu. Kolejka była ogromna. Dobrze, że Jacek ze mną był bo umarłabym z nudów. Właściwie to było całkiem miło. Rozmowę przerwało nam wezwanie mnie do gabinetu.
   Wreszcie zdjęli mi gips, ale wciąż musiałam chodzić o kulach, bo gdy próbowałam stanąć na tę nogę okropnie bolało. To było moje pierwsze złamanie i miałam nadzieję, że gdy tylko zdejmą mi gips będę mogła normalnie chodzić... No cóż... Nie zawsze jest tak jak tego chcemy. Noga jest jeszcze lekko spuchnięta, więc pełnych butów założyć nie dam rady. Dobrze, że chociaż mama pozwoliła mi wreszcie pójść do szkoły, bo gdy miałam gips uważała, że to niekonieczne. Normalnie bym się z tego cieszyła, ale po miesięcznej odsiadce... We własnym domu zaczynałam się czuć jak więzień, mam nadzieje, że to się wreszcie skończy... Ten dzień był naprawdę męczący, więc położę się już. W końcu jutro do szkoły...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz