Dziś musiałam wstać wcześnie bo idę do szkoły. Jest już środek maja, a ja mam swój drugi, pierwszy dzień w szkole... Po miesięcznej nieobecności pewnie będę miała zaległości i sporo niezaliczonych testów... Zbliża się koniec roku więc jak najszybciej muszę to wszystko nadrobić, zaliczyć i tak dalej. Teraz temat stroju... Włożę zwiewną żółtą spódniczkę i białą bluzkę. Na nogi converse. Od wczoraj opuchlizna zeszła więc udało mi się założyć oba buty. Chodzenie ciągle sprawia mi dosyć spory ból więc wezmę ze sobą kule. Nie wiem co zrobię z torbą, ale jakoś to będzie. Powoli zeszłam ze schodów. Moi rodzice byli już w pracy więc musiałam pójść pieszo. To wcale mi się nie uśmiechało. Z domu wyszłam o siódmej i miałam nadzieje, że się nie spóźnię... Na szczęście kiedy wyszłam z domu zobaczyłam Jacka pod moją bramą.
-Chyba nie zamierzałaś iść na nogach?
-Właśnie taki miałam zamiar.
-Ja nie mam samochodu, więc cię nie podwiozę, ale pozwól, że wezmę twoją torbę, a ciebie chociaż kawałek poniosę-powiedział wyraźnie dumny ze swojej pomysłowości.
-Torbę możesz wziąć, ale ja pójdę sama.
Przeszliśmy połowę drogi. Ja nie byłam w stanie dalej iść. Jacek to zauważył i nie pytając o zgodę wziął na ręce. Doniósł mnie do samej szkoły, a na miejscu delikatnie postawił i podał kule.
-Dziękuję ci. Nie dałabym rady sama dojść-przyznałam.
-Widziałem, że ciężko ci iść...
-Wiesz może która godzina? Nie chcę się spóźnić.
-Za dziesięć.
-W takim razie mógłbyś zaprowadzić mnie do klasy?-spytałam nieśmiało.
-Ależ oczywiście-powiedział i ukłonił się przede mną.
Pomógł mi wejść po schodkach do szkoły, a na piętro mnie zaniósł, choć wcale nie musiał. Później podał mi kule, podprowadził pod drzwi sali w której miałam lekcje i porzegnał się całusem w policzek.
Na pierwszej lekcji miałam matmę. Jacek wytłumaczył mi materiał więc udało mi się go zrozumieć. Pod koniec lekcji matematyczka zrobiła kartkówkę. Rozwiązałam większość zadań, co było ogromnym postępem. Później była fizyka. Najgorszy przedmiot świata. Na szczęście Bercia (fizyczka) potraktowała mnie ulgowo i nie kazała pisać testu tak jak inni. Zamiast tego tłumaczyła mi materiał. I tak niewiele z tego wiedziałam, ale jakiś postęp był. Reszta lekcji minęła normalnie. Został już tylko w-f. Miałam zwolnienie więc nie ćwiczyłam. Na naszą lekcje przyszła klasa Darka, ponieważ od tygodnia Nowak ma z nimi tę lekcje w zastępstwie za Siarę, który jest na chorobowym. Darek był ze swoją dziewczyną. Nawet do mnie nie podszedł, nie spytał o samopoczucie. Wiedziałam, że dobrze zrobiłam urywając nasz kontakt, ale w głębi duszy go pragnęłam, tak bardzo pragnęłam. Może to dlatego, że był dla mnie niedostępny... Nie wiem. Obserwowałam go całą lekcje. Widziałam jak patrzy na Alę, ale na mnie też czasem zerkał. Raz nasze spojrzenia się spotkały, ale on szybko się odwrócił i udawał, że wcale na mnie nie patrzył. Znów się zastanawiałam czy Darek może być moim księciem... A może ciągle jest nim Jacek, którego mam na wyciągnięcie ręki?? Miałam bardzo mieszane uczucia co do tego... Na szczęście zadzwonił dzwonek. Jak najszybciej wyszłam ze szkoły. Na szczęście czekała na mnie ciocia Ewa, podstawiona przez rodziców. Zabrała mnie do domu. Zanim pojechała napiłyśmy się razem herbaty rozmawiając o wyjeździe. Ciocia powiedziała, że już wynajęli domek na przyszły rok i że mogę tam jechać z nimi nie tylko w tym roku ale i w przyszłym. Ucieszyłam się. Może nie dlatego, że jadę właśnie tam, bo nie wiedziałam jak tam jest, ale dlatego, że będę tam z właśnie tą ciocią i tym wójkiem. Ciocia pojechała. Ja szybko odrobiłam lekcje, pouczyłam się trochę i weszłam na kompa. Szybko zalogowałam się na facebooka, ale nie było tam nic ciekawego więc weszłam na gadu-gadu. Jacek był dostępny, więc postanowiłam napisać.
-Hej!
-Hej!
-Co u cb?
-Nic ciekawego. Dlaczego na mnie nie zaczekałaś po szkole?
-Spieszyłam się. Czekała na mnie ciocia.
-To fajnie.
-No :)
-Dobra ja kończę, cześć :)
-Pa :)
Jak ja nie lubię takich rozmów!! No ale co mogę zrobić... Z nudów weszłam jeszcze na zapomniane nk i usunęłam konto. Poczułam się zmęczona, więc poszłam spać. Jutro mogę się zabawić, w końcu będzie piątek, a później weekend.
wtorek, 31 grudnia 2013
Rozdział VII
Obudziłam się dziś wcześnie. Wiedziałam, że coś ma się wydarzyć, ale nie mogłam sobie przypomnieć co... Ach tak! Dziś zdejmą mi gips!! Tak bardzo się z tego ciesze! Zauważyłam, że ostatnio nadużywam słów: szczęście i radość. To chyba dobrze. Zresztą nie ma czasu się nad tym zastanawiać...Muszę się ubrać. Hmmm...Jest już ciepło na zewnątrz więc ubiorę krótkie, dżinsowe spodenki i czarną bokserkę. Na nogi, a tak właściwie to na nogę, converse. Włosy związałam w kucyk. Wzięłam jeszcze telefon i byłam gotowa. Usłyszałam głos mamy:
-Wiki! Jesteś gotowa?
-Tak mamo!
-Dobrze. W takim razie Jacek po ciebie pójdzie i pomoże ci zejść na dół!
-On tu jest?!-spyałam zaskoczona.
-Tak. Już po ciebie idę-powiedział Jacek.
Później wziął mnie na ręce i zaniósł na dół.
-Dziękuję, ale nie musiałeś mnie nieść-powiedziałam lekko zakłopotana.
-A co jeżeli ja chciałem?-spytał z uśmiechem.
-To już inna sprawa-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
Wkrótce byliśmy w szpitalu. Kolejka była ogromna. Dobrze, że Jacek ze mną był bo umarłabym z nudów. Właściwie to było całkiem miło. Rozmowę przerwało nam wezwanie mnie do gabinetu.
Wreszcie zdjęli mi gips, ale wciąż musiałam chodzić o kulach, bo gdy próbowałam stanąć na tę nogę okropnie bolało. To było moje pierwsze złamanie i miałam nadzieję, że gdy tylko zdejmą mi gips będę mogła normalnie chodzić... No cóż... Nie zawsze jest tak jak tego chcemy. Noga jest jeszcze lekko spuchnięta, więc pełnych butów założyć nie dam rady. Dobrze, że chociaż mama pozwoliła mi wreszcie pójść do szkoły, bo gdy miałam gips uważała, że to niekonieczne. Normalnie bym się z tego cieszyła, ale po miesięcznej odsiadce... We własnym domu zaczynałam się czuć jak więzień, mam nadzieje, że to się wreszcie skończy... Ten dzień był naprawdę męczący, więc położę się już. W końcu jutro do szkoły...
-Wiki! Jesteś gotowa?
-Tak mamo!
-Dobrze. W takim razie Jacek po ciebie pójdzie i pomoże ci zejść na dół!
-On tu jest?!-spyałam zaskoczona.
-Tak. Już po ciebie idę-powiedział Jacek.
Później wziął mnie na ręce i zaniósł na dół.
-Dziękuję, ale nie musiałeś mnie nieść-powiedziałam lekko zakłopotana.
-A co jeżeli ja chciałem?-spytał z uśmiechem.
-To już inna sprawa-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
Wkrótce byliśmy w szpitalu. Kolejka była ogromna. Dobrze, że Jacek ze mną był bo umarłabym z nudów. Właściwie to było całkiem miło. Rozmowę przerwało nam wezwanie mnie do gabinetu.
Wreszcie zdjęli mi gips, ale wciąż musiałam chodzić o kulach, bo gdy próbowałam stanąć na tę nogę okropnie bolało. To było moje pierwsze złamanie i miałam nadzieję, że gdy tylko zdejmą mi gips będę mogła normalnie chodzić... No cóż... Nie zawsze jest tak jak tego chcemy. Noga jest jeszcze lekko spuchnięta, więc pełnych butów założyć nie dam rady. Dobrze, że chociaż mama pozwoliła mi wreszcie pójść do szkoły, bo gdy miałam gips uważała, że to niekonieczne. Normalnie bym się z tego cieszyła, ale po miesięcznej odsiadce... We własnym domu zaczynałam się czuć jak więzień, mam nadzieje, że to się wreszcie skończy... Ten dzień był naprawdę męczący, więc położę się już. W końcu jutro do szkoły...
poniedziałek, 30 grudnia 2013
Rozdział VI
Przeleżałam w szpitalu jeszcze dwa tygodnie, a gdy wypisali mnie do domu musiałam leżeć jeszcze przynajmniej drugie tyle. Okropnie się nudzę w domu, ale i tak jest lepiej niż w szpitalu. Tutaj mam dostęp do komputera, telewizora, mogę czytać moje ulubione książki i słuchać muzyki. Jacek odwiedza mnie prawie codziennie i jesteśmy przyjaciółmi. Często mi się zwierza, a ja opowiadam mu o sobie, swoim życiu. Oprócz Jacka kilka razy odwiedził mnie Darek, nawet prróbował mnie pocałować, jednak ja nie popełnię dwa razy tych samych błędów i choć mnie do niego ciągnie, prawie tak mocno jak do Jacka opieram mu się. Nie ufam mu. Z dnia na dzień coraz lepiej się czuję. Jeszcze tylko trochę i zdejmą mi gips. To dobrze. Leżeć muszę jeszcze tylko kilka dni, co mnie bardzo cieszy, bo dni są coraz cieplejsze, zbliżają się wakacje, a ja mam jechać nad morze. Kiedy sama siedzę w domu cały czas myślę o wyjeździe. Wyobrażam sobie morze, plaże, słońce... Jadę do małej wioski-Darłówka. W internecie oglądam zdjęcia tamtejszej plaży. Mama zdradziła mi, że w miejscu, w które jedziemy na większej części plaży jest pełno ludzi, jednak ona i tata znają miejsce, gdzie rzadko kiedy można kogoś spotkać. To również mnie cieszy. Trochę prywatności. Nad morzem mam spędzić całe wakacje. Na początku mam tam być z wójkiem Michałem i ciocią Ewą. Z tego cieszę się najbardziej, gdyż oni w pełni mi ufają i dają ogromną swobodę. Nie zawiodę ich.
Rozmyślania przerwał mi Jacek, który właśnie przyszedł. Na powitanie delikatnie mnie przytulił. Przyniósł mi zeszyty pożyczone od Małgosi z mojej klasy. To bardzo miło z jego strony. Pomógł mi je przepisywać. Angielski, polski i matmę przepisałam sama, on napisał mi biologię, chemię, fizykę i historię. Reszte odłożyłam na potem. Pomyślałam, że powiem mu o moim wyjeździe.
-Gdzie jedziesz na wakacje?-spytałam.
-Wybieram się na tydzień do dziadków, a ty?
-Ja na całe wakacje jadę nad morze-wyrzuciłam z siebie.
-Co?! Miałem nadzieje, że chociaż miesiąc spędzimy razem...
-Przykro mi, planuję to praktycznie od końca ubiegłych wakacji.
-Rozumiem. A kiedy zdejmą ci ten gips?-zmienił temat.
-Za miesiąc.
-Pływanie będzie dobrą rehabilitacją dla twojej nogi.
-Moja mama też tak sądzi i właśnie dlatego zostaję tam całe wakacje.
Porozmawialiśmy jeszcze trochę i Jacek stwierdził, że musi już iść. Znów zostałam sama. To było strasznie dołujące. Przy życiu podtrzymywała mnie myśl, że już niedługo to się skończy. Jeszcze raz przejrzałam fotki z Darłówka. Później przejrzałam jeszcze tamtejsze atrakcje wśród których był między innymi Lunapark i to fantastyczny. Bardzo się ucieszyłam, że on tam jest. Rzuciłam okiem na domek, w którym mamy się zatrzymać i wyłączyłam kompa. Było już dość późno, a ja byłam zmęczona więc się położyłam.
Rozmyślania przerwał mi Jacek, który właśnie przyszedł. Na powitanie delikatnie mnie przytulił. Przyniósł mi zeszyty pożyczone od Małgosi z mojej klasy. To bardzo miło z jego strony. Pomógł mi je przepisywać. Angielski, polski i matmę przepisałam sama, on napisał mi biologię, chemię, fizykę i historię. Reszte odłożyłam na potem. Pomyślałam, że powiem mu o moim wyjeździe.
-Gdzie jedziesz na wakacje?-spytałam.
-Wybieram się na tydzień do dziadków, a ty?
-Ja na całe wakacje jadę nad morze-wyrzuciłam z siebie.
-Co?! Miałem nadzieje, że chociaż miesiąc spędzimy razem...
-Przykro mi, planuję to praktycznie od końca ubiegłych wakacji.
-Rozumiem. A kiedy zdejmą ci ten gips?-zmienił temat.
-Za miesiąc.
-Pływanie będzie dobrą rehabilitacją dla twojej nogi.
-Moja mama też tak sądzi i właśnie dlatego zostaję tam całe wakacje.
Porozmawialiśmy jeszcze trochę i Jacek stwierdził, że musi już iść. Znów zostałam sama. To było strasznie dołujące. Przy życiu podtrzymywała mnie myśl, że już niedługo to się skończy. Jeszcze raz przejrzałam fotki z Darłówka. Później przejrzałam jeszcze tamtejsze atrakcje wśród których był między innymi Lunapark i to fantastyczny. Bardzo się ucieszyłam, że on tam jest. Rzuciłam okiem na domek, w którym mamy się zatrzymać i wyłączyłam kompa. Było już dość późno, a ja byłam zmęczona więc się położyłam.
Rozdział V
Dziś rano uświadomiłam sobie, że czegoś mi brakuje...Tym czymś, a raczej kimś jest Jacek. Byłam bliska zapomnienia o nim, ale on mi o sobie przypomniał. Kiedy szykowałam się do szkoły usłyszałam dzwonek do drzwi. To był on.
-Hej Wiki!-przywitał się
Byłam w takim szoku, że nie mogłam się ruszyć ani odezwać. Musiałam go tym wystraszyć.
-Wszystko w porządku?? Mogę ci jakoś pomóc??-pytał.
-Tak wszystko gra-wydukałam w końcu.
-Wystraszyłaś mnie, wiesz.
-Co ty tu właściwie robisz?-spytałam gdy udało mi się w pełni otrząsnąć.
-Przyszedłem po ciebie. Pomyślałem, że możemy razem pójść do szkoły-powiedział wesoło.
-A skąd wiesz, że ja chcę z tobą iść??
-Nie wiem, ale skoro i tak musisz tam iść to mogę ci potowarzyszyć-odparł ciągle bardzo pewny siebie.
-No dobrze. Poczekaj chwilkę, pójdę tylko po torbę-uległam mu.
-Oczywiście.
Pobiegłam po torbę i pospiesznie wybiegłam, jednocześnie popędzając Jacka. Bałam się, że jeśli rodzice go zauważą zrobią mi awanturę, że jestem za młoda na chłopaków. Szliśmy dość powoli bo szkoła była blisko, a do lekcji mieliśmy jeszcze sporo czasu.
-Dawno cię nie widziałem ślicznotko-wznowił rozmowę.
-Tak wiem. Mam teraz masę nauki-tłumaczyłam.
-Wiem, wiem. Słyszałem, że chodzisz na zajęcia do Nowaka i że jesteś w drużynie lekkoatletycznej. To prawda?
-Tak, choć nie z własnej woli. Za kare-wyjaśniłam.
-Za kare jesteś w drużynie? Moim zdaniem to raczej nagroda.
-Pufa posłała mnie na treningi.Nawet nie pytaj za co.
-Dobra, nie pytam. Czy mam jakieś szanse, żebyś poszła ze mną na ognisko do Pawła?-spytał nagle.
-Jakieś szanse masz, ale musisz ładnie poprosić-droczyłam się z nim.
Nagle Jacek uklęknął jakby miał mi się oświadczyć i zaczą mówić:
-Wiktorio czy zechciałabyś pójść ze mną na ognisko do Pawła? Proszę cię o to klęcząc przed tobą. Nie wstanę dopóki się nie zgodzisz. Proszę uczyń mi ten zaszczyt i pójdź ze mną.
Roześmiałam się. Wszyscy ludzie się na niego oglądali. Słyszałam jak jakieś starsze panie coś szeptały o tym, że ja na pewno jestem w ciąży, a on mi się oświadcza. On też musiał to usłyszeć bo wybuchnął śmiechem, choć starał się zachować powagę.
-No cóż, skoro tak ładnie prosisz to zgoda-powiedziałam w końcu.
-Niezmiernie się cieszę-powiedział wstając.
-Już za dziesięć ósma-powiedziałam patrząc na zegarek.
-W takim razie musimy się pospieszyć.
Złapał mnie za rękę i zaczął biec, ja biegłam razem z nim. Spóźniona wpadłam do klasy. Uśmiech jeszcze nie zdążył mi zejść z twarzy, a cała klasa łącznie z nauczycielką patrzyła na mnie jak na nienormalną. Gdy to zauważyłam usiadłam. Najwyraźniej w ramach mojej kary zostałam wywołana do odpowiedzi. Pytania były trudne i podchwytliwe więc dostałam kolejną jedynkę. Tak świetnie zaczęty dzień powoli się rujnował. Później był angielski. Wpadła mi dwója, więc bałam się, że na matmi też będzie bardzo źle. Nie myliłam się. Znów dwa. Na ostatniej lekcji był w-f. Myślałam, że się odstresuję, że może wpadnie mi jakaś dobra ocena no ale z moim pechem...Graliśmy w kosza. Moją ulubioną grę. Tę lekcje mamy wspólną z klasą Jacka. Ja byłam kapitanem u nas, Olka u nich. Widziała, że coś jest między mną a Jackiem, więc , niby przypadkiem, podstawiła mi nogę kiedy rzucałam piłkę do kosza. Upadłam. Poczułam ogromny ból w kostce, chciałam wstać, ale nie mogłam, wiedziałam, że coś jest nie tak z moją nogą, nie wiedziałam jeszcze co. Podbiegł do mnie trener i okrążyła nas gromada uczniów. Wciąż nie mogłam wstać. Tak bardzo bolało.
-Dasz rade wstać?-spytał Nowak.
-Nie-powiedziałam przez łzy bólu, które napłynęły mi do oczu.
-Niech ktoś zadzwoni na pogotowie!-krzyknął zdenerwowany trener.
-Co ty sobie myślałaś! Wylatujesz z drużyny!-krzyczał wściekły do Olki.
-Nie może mnie pan wyrzucić!-również krzyczała zrozpaczona Ola
-Owszem mogę, a ty się lepiej módl, żeby rodzice Wiktorii nie zgłosili sprawy na policję-powiedział przez zęby trener.
Minęło trochę czasu, a ja wciąż nie mogłam się podnieść. Przy mnie siedział Jacek i delikatnie gładził mnie po włosach. Usłyszałam dźwięk syreny. Wiedziałam, że to pogotowie. Zabrali mnie do szpitala. Zrobili serię badań, prześwietlenie i założyli gips, ponieważ miałam złamaną nogę. Byli ze mną moi rodzice, przyszedł Darek z dziewczyną, ale był strasznie chłodny, już wiedziałam, że ten pocałunek nic dla niego nie znaczył. Wieczorem przyszedł Jacek.
-Cześć piękna-powiedział od progu.
-Hej. Ty nie na ognisku?-spytałam zdziwiona.
-Przecież miałem iść z tobą, a skoro ty nie idziesz...Poza tym musiałem cię przecież odwiedzić.
-Dziękuję, że to dla mnie robisz, ale to bez sensu. Idź na to ognisko, wiem że chcesz. Jeśli się pospieszysz to jeszczę zdążysz.
-Ani myślę tam iść bez ciebie.-powiedział
Rozmawialiśmy jeszcze trochę i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się dopiero rano. Jego już nie było, ale zostawił kartkę. Napisał na niej:
"Odszedłem bez pożegnania, ale tak słodko spałaś...Nie chciałem cię budzić, a godziny wizyt się skończyły, więc wróciłem do domu, ale nie martw się. Przyjdę do ciebie po szkole. Szybkiego powrotu do zdrowia - Jacek"
-Hej Wiki!-przywitał się
Byłam w takim szoku, że nie mogłam się ruszyć ani odezwać. Musiałam go tym wystraszyć.
-Wszystko w porządku?? Mogę ci jakoś pomóc??-pytał.
-Tak wszystko gra-wydukałam w końcu.
-Wystraszyłaś mnie, wiesz.
-Co ty tu właściwie robisz?-spytałam gdy udało mi się w pełni otrząsnąć.
-Przyszedłem po ciebie. Pomyślałem, że możemy razem pójść do szkoły-powiedział wesoło.
-A skąd wiesz, że ja chcę z tobą iść??
-Nie wiem, ale skoro i tak musisz tam iść to mogę ci potowarzyszyć-odparł ciągle bardzo pewny siebie.
-No dobrze. Poczekaj chwilkę, pójdę tylko po torbę-uległam mu.
-Oczywiście.
Pobiegłam po torbę i pospiesznie wybiegłam, jednocześnie popędzając Jacka. Bałam się, że jeśli rodzice go zauważą zrobią mi awanturę, że jestem za młoda na chłopaków. Szliśmy dość powoli bo szkoła była blisko, a do lekcji mieliśmy jeszcze sporo czasu.
-Dawno cię nie widziałem ślicznotko-wznowił rozmowę.
-Tak wiem. Mam teraz masę nauki-tłumaczyłam.
-Wiem, wiem. Słyszałem, że chodzisz na zajęcia do Nowaka i że jesteś w drużynie lekkoatletycznej. To prawda?
-Tak, choć nie z własnej woli. Za kare-wyjaśniłam.
-Za kare jesteś w drużynie? Moim zdaniem to raczej nagroda.
-Pufa posłała mnie na treningi.Nawet nie pytaj za co.
-Dobra, nie pytam. Czy mam jakieś szanse, żebyś poszła ze mną na ognisko do Pawła?-spytał nagle.
-Jakieś szanse masz, ale musisz ładnie poprosić-droczyłam się z nim.
Nagle Jacek uklęknął jakby miał mi się oświadczyć i zaczą mówić:
-Wiktorio czy zechciałabyś pójść ze mną na ognisko do Pawła? Proszę cię o to klęcząc przed tobą. Nie wstanę dopóki się nie zgodzisz. Proszę uczyń mi ten zaszczyt i pójdź ze mną.
Roześmiałam się. Wszyscy ludzie się na niego oglądali. Słyszałam jak jakieś starsze panie coś szeptały o tym, że ja na pewno jestem w ciąży, a on mi się oświadcza. On też musiał to usłyszeć bo wybuchnął śmiechem, choć starał się zachować powagę.
-No cóż, skoro tak ładnie prosisz to zgoda-powiedziałam w końcu.
-Niezmiernie się cieszę-powiedział wstając.
-Już za dziesięć ósma-powiedziałam patrząc na zegarek.
-W takim razie musimy się pospieszyć.
Złapał mnie za rękę i zaczął biec, ja biegłam razem z nim. Spóźniona wpadłam do klasy. Uśmiech jeszcze nie zdążył mi zejść z twarzy, a cała klasa łącznie z nauczycielką patrzyła na mnie jak na nienormalną. Gdy to zauważyłam usiadłam. Najwyraźniej w ramach mojej kary zostałam wywołana do odpowiedzi. Pytania były trudne i podchwytliwe więc dostałam kolejną jedynkę. Tak świetnie zaczęty dzień powoli się rujnował. Później był angielski. Wpadła mi dwója, więc bałam się, że na matmi też będzie bardzo źle. Nie myliłam się. Znów dwa. Na ostatniej lekcji był w-f. Myślałam, że się odstresuję, że może wpadnie mi jakaś dobra ocena no ale z moim pechem...Graliśmy w kosza. Moją ulubioną grę. Tę lekcje mamy wspólną z klasą Jacka. Ja byłam kapitanem u nas, Olka u nich. Widziała, że coś jest między mną a Jackiem, więc , niby przypadkiem, podstawiła mi nogę kiedy rzucałam piłkę do kosza. Upadłam. Poczułam ogromny ból w kostce, chciałam wstać, ale nie mogłam, wiedziałam, że coś jest nie tak z moją nogą, nie wiedziałam jeszcze co. Podbiegł do mnie trener i okrążyła nas gromada uczniów. Wciąż nie mogłam wstać. Tak bardzo bolało.
-Dasz rade wstać?-spytał Nowak.
-Nie-powiedziałam przez łzy bólu, które napłynęły mi do oczu.
-Niech ktoś zadzwoni na pogotowie!-krzyknął zdenerwowany trener.
-Co ty sobie myślałaś! Wylatujesz z drużyny!-krzyczał wściekły do Olki.
-Nie może mnie pan wyrzucić!-również krzyczała zrozpaczona Ola
-Owszem mogę, a ty się lepiej módl, żeby rodzice Wiktorii nie zgłosili sprawy na policję-powiedział przez zęby trener.
Minęło trochę czasu, a ja wciąż nie mogłam się podnieść. Przy mnie siedział Jacek i delikatnie gładził mnie po włosach. Usłyszałam dźwięk syreny. Wiedziałam, że to pogotowie. Zabrali mnie do szpitala. Zrobili serię badań, prześwietlenie i założyli gips, ponieważ miałam złamaną nogę. Byli ze mną moi rodzice, przyszedł Darek z dziewczyną, ale był strasznie chłodny, już wiedziałam, że ten pocałunek nic dla niego nie znaczył. Wieczorem przyszedł Jacek.
-Cześć piękna-powiedział od progu.
-Hej. Ty nie na ognisku?-spytałam zdziwiona.
-Przecież miałem iść z tobą, a skoro ty nie idziesz...Poza tym musiałem cię przecież odwiedzić.
-Dziękuję, że to dla mnie robisz, ale to bez sensu. Idź na to ognisko, wiem że chcesz. Jeśli się pospieszysz to jeszczę zdążysz.
-Ani myślę tam iść bez ciebie.-powiedział
Rozmawialiśmy jeszcze trochę i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się dopiero rano. Jego już nie było, ale zostawił kartkę. Napisał na niej:
"Odszedłem bez pożegnania, ale tak słodko spałaś...Nie chciałem cię budzić, a godziny wizyt się skończyły, więc wróciłem do domu, ale nie martw się. Przyjdę do ciebie po szkole. Szybkiego powrotu do zdrowia - Jacek"
Rozdział IV
Jest poniedziałek. Dziś prawdopodobnie spotkam się z Darkiem. Cieszę się na samą myśl o tym spotkaniu, jednak nie mam pojęcia jak się zachować. Czy my jesteśmy dla siebie kimś więcej? Nie, on przecież ma dziewczynę. A co jeśli z nią dla mnie zerwał? Dobra zmieniłam zdanie już się nie cieszę, boje się tego spotkania. Muszę iść do szkoły więc na razie nie będę o tym myśleć. Zobaczę co się stanie w szkole.
Nie mogło być inaczej. Gdy tylko weszłam na teren szkły zobaczyłam Darka. Stał z kolegami więc miałam nadzieje, że mnie nie zauważył i pospiesznie poszłam w drugą stronę. Było za późno...
-Hej Wiki!-krzyknął.
Nie mogłam udawać, że tego nie słyszę. Chyba wszyscy to słyszeli, więc odwróciłam się i pomachałam do niego. To mu widocznie nie wystarcyło bo do mnie podbiegł.
-Dlaczego nie przyszłaś się przywitać?-spytał ciągle biegnąc.
-Nie zauważyłam cię-skłamałam.
Już stał obok mnie. Przytulił mnie i pocałował w policzek na powitanie. Byłam trochę zmieszana, ale skoro mnie pocałował to może...Jego głos przerwał moje rozmyślanie.
-O której dzisiaj kończysz?
-Z tego co wiem to o 15:30
-Może mógłbym odprowadzić cię do domu po zajęciach? Kończę 5 min wcześniej.
-Przecież ode mnie do ciebie jedzie się pół godziny samochodem. Nie chcę cię wykorzystywać-mówiłam.
-Ale skoro to ja to zaproponowałem...
-No cóż jeśli chcesz... Ale jutro to ja ciebie odprowadzę-powiedziałam z uśmiechem.
-Zgoda, ale zostaniesz u mnie na chwilkę-powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Skoro chcesz.
-W takim razie jesteśmy umówieni. Będę tutaj czekał po lekcjach-szepnął i odszedł.
Ja jeszcze chwilę stałam w miejscu, ale zbliżała się ósma więc poszłam na lekcje. Cały czas myślałam o jego propozycji i o tym czy wciąż jest z tą dziewczyną, której imienia nawet nie znam. Nagle usłyszałam swoje imię:
-Wiktoria!
-Tak??-spytałam
-Jaka jest odpowiedź?
To była Pufa, moja nauczycielka języka polskiego. Była okropna i miała skłonności do wyzywania uczniów. Nie miałam pojęcia o co ona pytała więc postanowiłam zaryzykować i spytać o pytanie. Jak pomyślałam tak zrobiłam.
-A mogłaby pani powtórzyć pytanie?
-Ty idiotko! O czym ty myślisz?! Dostajesz jeden!! Zostajesz po lekcjach! Może pan Nowak przemówi ci do rozumu!!!
-Ale ja nie mogę zostać po lekcjach!-byłam tak załamana, że krzyknęłam na całą klase.
-Będziesz zostawała do końca tygodnia!!
Klasa wybuchnęła śmiechem. Ponieważ Pufa drąc się na mnie pochłaniała czekoladę.
-Tak wam do śmiechu osły!! Wszyscy dzisiaj zostajecie!!
Tym skończyła temat. Gdy tylko zadzwonił dzwonek poszłam na II piętro gdzie uczy się Darek by powiedzieć mu o swojej kozie. Kiedy go zobaczyłam miałam ochotę go zwyzywać, ale w pobliżu stał nauczyciel, a poza tym on mi niczego nie obiecywał. Całował się z jakąś dziewczyną. Bardzo namiętnie się z nią całował. Postanowiłam zachować zimną krew. Poczekałam aż skończą i do niego podeszłam. Musiałam go nieźle zaskoczyć bo krzykną:
-Ja p... Wiki! Co ty tu robisz?
-Przyszłam cię poinformować, że nie będziesz mógł mnie dziś odprowadzić, a ja cię nie odprowadzę jutro-kiedy to powiedziałam powoli zaczęłam się oddalać.
-Chodzi ci o ten pocałunek?! Przecież wiedziałaś, że mam dziewczynę-powiedział zdenerwowany.
-Nie, nie o to chodzi. Po prostu do końca tygodnia muszę zostawać na zajęcia u Nowaka-odpowiedziałam spokojnie.
-W takim razie mogę na ciebie zaczekać-zaproponował z wyraźną ulgą.
-Nie dzięki. Może odprowadzisz swoją dziewczynę?-spytałam i pokazałam mu, że się zbliża.
-Może tak zrobię-powiedział, a ona stała już obok nas.
-Cześć skarbie. Poznaj Wiktorię.
-Hej! Jestem Ala-powiedziała dziewczyna podając mi rękę.
-Hej! Wiki-odpowiedziałam
Zadzwonił dzwonek więc się pożegnałam. Tym razem Darek mnie nie pocałował ani nawet nie uścisną po prostu rzucił szybkie "-Cześć".Smutna poszłam na salę gimnastyczną, gdzie miałam teraz lekcje. Byłam bardzo zmęczona i smutna. Chciałam wracać do domu, ale musiałam zostać na tej okropnej sali gimnastycznej i odbyć swoją karę. Biegaliśmy, ponieważ niedługo miały być zawody, a Nowak potrzebował rezerwowej zawodniczki. Lubiłam biegać. Robiłam to codziennie, ale nigdy nie pomyślałam o wzięciu udziału w eliminacjach do drużyny, na których teraz, przymusowo, byłam. Miałam świetny czas. Lepszy niż niektóre dziewczyny z drużyny, więc trener bez zastanowienia i spytania o zgodę oznajmił mi, że jestem w drużynie. Ja wcale tego nie chciałam, ale w głębi duszy cieszyłam się, że spośród całej mojej klasy wybrał właśnie mnie. Obolała wróciłam do domu. Byłam tak zmęczona, że niemal natychmiast zasnęłam, choć było jeszcze wcześnie. Śnił mi się Darek i ta dziewczyna. Patrzyli razem jak biegam, a kiedy dotarłam do mety olali mnie i całowali się bardzo namiętnie. Nie podobał mi się ten sen. Obudziłam się. Była 3 w nocy. Poszłam do kuchni, napiłam się wody i wróciłam do łóżka. Jakiś czas nie mogłam zasnąć, ale wreszcie się udało. Tym razem miałam kolorowe sny.
Nie mogło być inaczej. Gdy tylko weszłam na teren szkły zobaczyłam Darka. Stał z kolegami więc miałam nadzieje, że mnie nie zauważył i pospiesznie poszłam w drugą stronę. Było za późno...
-Hej Wiki!-krzyknął.
Nie mogłam udawać, że tego nie słyszę. Chyba wszyscy to słyszeli, więc odwróciłam się i pomachałam do niego. To mu widocznie nie wystarcyło bo do mnie podbiegł.
-Dlaczego nie przyszłaś się przywitać?-spytał ciągle biegnąc.
-Nie zauważyłam cię-skłamałam.
Już stał obok mnie. Przytulił mnie i pocałował w policzek na powitanie. Byłam trochę zmieszana, ale skoro mnie pocałował to może...Jego głos przerwał moje rozmyślanie.
-O której dzisiaj kończysz?
-Z tego co wiem to o 15:30
-Może mógłbym odprowadzić cię do domu po zajęciach? Kończę 5 min wcześniej.
-Przecież ode mnie do ciebie jedzie się pół godziny samochodem. Nie chcę cię wykorzystywać-mówiłam.
-Ale skoro to ja to zaproponowałem...
-No cóż jeśli chcesz... Ale jutro to ja ciebie odprowadzę-powiedziałam z uśmiechem.
-Zgoda, ale zostaniesz u mnie na chwilkę-powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Skoro chcesz.
-W takim razie jesteśmy umówieni. Będę tutaj czekał po lekcjach-szepnął i odszedł.
Ja jeszcze chwilę stałam w miejscu, ale zbliżała się ósma więc poszłam na lekcje. Cały czas myślałam o jego propozycji i o tym czy wciąż jest z tą dziewczyną, której imienia nawet nie znam. Nagle usłyszałam swoje imię:
-Wiktoria!
-Tak??-spytałam
-Jaka jest odpowiedź?
To była Pufa, moja nauczycielka języka polskiego. Była okropna i miała skłonności do wyzywania uczniów. Nie miałam pojęcia o co ona pytała więc postanowiłam zaryzykować i spytać o pytanie. Jak pomyślałam tak zrobiłam.
-A mogłaby pani powtórzyć pytanie?
-Ty idiotko! O czym ty myślisz?! Dostajesz jeden!! Zostajesz po lekcjach! Może pan Nowak przemówi ci do rozumu!!!
-Ale ja nie mogę zostać po lekcjach!-byłam tak załamana, że krzyknęłam na całą klase.
-Będziesz zostawała do końca tygodnia!!
Klasa wybuchnęła śmiechem. Ponieważ Pufa drąc się na mnie pochłaniała czekoladę.
-Tak wam do śmiechu osły!! Wszyscy dzisiaj zostajecie!!
Tym skończyła temat. Gdy tylko zadzwonił dzwonek poszłam na II piętro gdzie uczy się Darek by powiedzieć mu o swojej kozie. Kiedy go zobaczyłam miałam ochotę go zwyzywać, ale w pobliżu stał nauczyciel, a poza tym on mi niczego nie obiecywał. Całował się z jakąś dziewczyną. Bardzo namiętnie się z nią całował. Postanowiłam zachować zimną krew. Poczekałam aż skończą i do niego podeszłam. Musiałam go nieźle zaskoczyć bo krzykną:
-Ja p... Wiki! Co ty tu robisz?
-Przyszłam cię poinformować, że nie będziesz mógł mnie dziś odprowadzić, a ja cię nie odprowadzę jutro-kiedy to powiedziałam powoli zaczęłam się oddalać.
-Chodzi ci o ten pocałunek?! Przecież wiedziałaś, że mam dziewczynę-powiedział zdenerwowany.
-Nie, nie o to chodzi. Po prostu do końca tygodnia muszę zostawać na zajęcia u Nowaka-odpowiedziałam spokojnie.
-W takim razie mogę na ciebie zaczekać-zaproponował z wyraźną ulgą.
-Nie dzięki. Może odprowadzisz swoją dziewczynę?-spytałam i pokazałam mu, że się zbliża.
-Może tak zrobię-powiedział, a ona stała już obok nas.
-Cześć skarbie. Poznaj Wiktorię.
-Hej! Jestem Ala-powiedziała dziewczyna podając mi rękę.
-Hej! Wiki-odpowiedziałam
Zadzwonił dzwonek więc się pożegnałam. Tym razem Darek mnie nie pocałował ani nawet nie uścisną po prostu rzucił szybkie "-Cześć".Smutna poszłam na salę gimnastyczną, gdzie miałam teraz lekcje. Byłam bardzo zmęczona i smutna. Chciałam wracać do domu, ale musiałam zostać na tej okropnej sali gimnastycznej i odbyć swoją karę. Biegaliśmy, ponieważ niedługo miały być zawody, a Nowak potrzebował rezerwowej zawodniczki. Lubiłam biegać. Robiłam to codziennie, ale nigdy nie pomyślałam o wzięciu udziału w eliminacjach do drużyny, na których teraz, przymusowo, byłam. Miałam świetny czas. Lepszy niż niektóre dziewczyny z drużyny, więc trener bez zastanowienia i spytania o zgodę oznajmił mi, że jestem w drużynie. Ja wcale tego nie chciałam, ale w głębi duszy cieszyłam się, że spośród całej mojej klasy wybrał właśnie mnie. Obolała wróciłam do domu. Byłam tak zmęczona, że niemal natychmiast zasnęłam, choć było jeszcze wcześnie. Śnił mi się Darek i ta dziewczyna. Patrzyli razem jak biegam, a kiedy dotarłam do mety olali mnie i całowali się bardzo namiętnie. Nie podobał mi się ten sen. Obudziłam się. Była 3 w nocy. Poszłam do kuchni, napiłam się wody i wróciłam do łóżka. Jakiś czas nie mogłam zasnąć, ale wreszcie się udało. Tym razem miałam kolorowe sny.
Rozdział III
Ostatnio zbliżyłam się do Darka...On jest naprawdę wspaniały. Szkoda, że ma dziewczynę. Dziś zapowiada się totalna nuda bo mam iść z rodzicami na kolację do ich znajomych. Średnio mi się to uśmiecha. Zamierzałam iść do Blanki no ale...Rodzice kazali mi się elegancko ubrać, a ponieważ był już środek października i dni były coraz chłodniejsze, włożyłam grube rajstopy, czarną spódniczkę ponad kolano i białą bluzkę z rękawem 3/4. Do tego zamszowe botki i jesienny płaszczyk. Nie malowałam się, bo uznałam to za zbyteczne, a włosy upięłam w koka. Do domu państwa Kowalskich było dość daleko. Samochodem jechaliśmy 30 min. Kiedy byliśmy na miejscu doznałam szoku. Był tam Darek, który okazał się być ich synem. Przywitałam się z jego rodzicami poprzez uścisk dłoni, a samego Darka przytuliłam. Nie umknęło to uwadze naszych rodziców. Nasze mamy niemal jednocześnie spytały:
-Znacie się?
Darek im coś odpowiedział, a ja nie miałam ochoty rozmawiać z mamą. Nie miałyśmy najlepszych relacji. Zjedliśmy wspólną kolację, a później rodzice poprosili bym poszła z Darkiem do jego pokoju. Wow! Nie dość, że byłam w jego domu to miałam wejść do jego "królestwa". Chłopak zaprowadził mnie do siebie. Miał śliczny pokój. Panował w nim porządek, co u mnie jest raczej mało możliwe. Ściany miał popielate, na jednej z nich była masa plakatów. Miał ogromne łóżko, telewizor i pufę w kształcie piłki-taką jak na filmach. Darek poprosił bym usiadła i zaczęliśmy rozmawiać.
-Nie wiedziałam, że nasi rodzice się znają-zaczęłam.
-Ja również nie miałem o tym pojęcia. Wiedziałem tylko, że rodzina, która nas dziś odwiedzi ma córkę rok młodszą ode mnie.
-Ja nawet nie wiedziałam, że twoi rodzice mają dzieci-kiedy to powiedziałam uświadomiłam sobie, że to głupio zabrzmiało.
-Jak widzisz jestem-Darek uratował sytuację.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, dopóki nie zobaczyłam, że coś się rusza na pufie. Przeraziłam się i krzyknęłam.
-Nie bój się. To tylko mój pies-pospiesznie wytłumaczył chłopak widząc mój strach.
-Nie zauważyłam go wcześniej i dlatego się wystraszyłam-próbowałam się tłumaczyć.
Usłyszałam kroki, a później pukanie do drzwi. Stała w nich mama Darka. Spytała czy coś się stało. Wyjaśniłam, że wystraszyłam się Alexa. Pani Maria zaczęła się śmiać.
-Jak można wystraszyć się tak słodkiego i małego pieska jak Alex-spytała
-Bo ja...-próbowałam się tłumaczyć
-Nie musisz się tłumaczyć Wiktorio. Już wam nie przeszkadzam-powiedziała kobieta i wyszła.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi spojrzałam na Darka. Wyraźnie był speszony.
-Przepraszam cię za nią-powiedział.
-Nie musisz. Twoja mama napewno chciała być miła.
-Ale mimo wszystko...
-Oj przestań.
Przerwałam mu i podeszłam do Alexa. Psiak wesoło merdał ogonkiem i usiłował zejść z pufy. Po drodzę kilka razy upadł. To było bardzo śmieszne więc wybuchnęłam śmiechem. Wkrótce połączył do mnie Darek. Pomógł zejść Alexowi i zaczęliśmy się z nim bawić było naprawdę świetnie. Darek zbliżył się do mnie i delikatnie pocałował. Mama oczywiście musiała to zepsuć. Zawołała żebym przyszła, bo musimy już jechać. Spojrzałam na Darka.
-Odprowadzę cię do drzwi-powiedział cicho.
Przy wyjściu cmoknął mnie w policzek na pożegnanie. Byłam bardzo szczęśliwa i zastanawiałam się czy to nie on powinien zastąpić miejsce Jacka. Jednak wciąż coś czułam do Jacka. Nie można się "odkochać" z dnia na dzień...
Dotarliśmy do domu. Chcąc uniknąć rozmowy na temat mojego pożegnania z Darkiem pospiesznie poszłam do siebie. W nocy nie mogłam spać myśląc o tym co się stało. Poza tym jutro sobota...Nie spałam prawie do rana, jednak w końcu, nie wiem nawet kiedy, sen wziął nade mną górę...
-Znacie się?
Darek im coś odpowiedział, a ja nie miałam ochoty rozmawiać z mamą. Nie miałyśmy najlepszych relacji. Zjedliśmy wspólną kolację, a później rodzice poprosili bym poszła z Darkiem do jego pokoju. Wow! Nie dość, że byłam w jego domu to miałam wejść do jego "królestwa". Chłopak zaprowadził mnie do siebie. Miał śliczny pokój. Panował w nim porządek, co u mnie jest raczej mało możliwe. Ściany miał popielate, na jednej z nich była masa plakatów. Miał ogromne łóżko, telewizor i pufę w kształcie piłki-taką jak na filmach. Darek poprosił bym usiadła i zaczęliśmy rozmawiać.
-Nie wiedziałam, że nasi rodzice się znają-zaczęłam.
-Ja również nie miałem o tym pojęcia. Wiedziałem tylko, że rodzina, która nas dziś odwiedzi ma córkę rok młodszą ode mnie.
-Ja nawet nie wiedziałam, że twoi rodzice mają dzieci-kiedy to powiedziałam uświadomiłam sobie, że to głupio zabrzmiało.
-Jak widzisz jestem-Darek uratował sytuację.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, dopóki nie zobaczyłam, że coś się rusza na pufie. Przeraziłam się i krzyknęłam.
-Nie bój się. To tylko mój pies-pospiesznie wytłumaczył chłopak widząc mój strach.
-Nie zauważyłam go wcześniej i dlatego się wystraszyłam-próbowałam się tłumaczyć.
Usłyszałam kroki, a później pukanie do drzwi. Stała w nich mama Darka. Spytała czy coś się stało. Wyjaśniłam, że wystraszyłam się Alexa. Pani Maria zaczęła się śmiać.
-Jak można wystraszyć się tak słodkiego i małego pieska jak Alex-spytała
-Bo ja...-próbowałam się tłumaczyć
-Nie musisz się tłumaczyć Wiktorio. Już wam nie przeszkadzam-powiedziała kobieta i wyszła.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi spojrzałam na Darka. Wyraźnie był speszony.
-Przepraszam cię za nią-powiedział.
-Nie musisz. Twoja mama napewno chciała być miła.
-Ale mimo wszystko...
-Oj przestań.
Przerwałam mu i podeszłam do Alexa. Psiak wesoło merdał ogonkiem i usiłował zejść z pufy. Po drodzę kilka razy upadł. To było bardzo śmieszne więc wybuchnęłam śmiechem. Wkrótce połączył do mnie Darek. Pomógł zejść Alexowi i zaczęliśmy się z nim bawić było naprawdę świetnie. Darek zbliżył się do mnie i delikatnie pocałował. Mama oczywiście musiała to zepsuć. Zawołała żebym przyszła, bo musimy już jechać. Spojrzałam na Darka.
-Odprowadzę cię do drzwi-powiedział cicho.
Przy wyjściu cmoknął mnie w policzek na pożegnanie. Byłam bardzo szczęśliwa i zastanawiałam się czy to nie on powinien zastąpić miejsce Jacka. Jednak wciąż coś czułam do Jacka. Nie można się "odkochać" z dnia na dzień...
Dotarliśmy do domu. Chcąc uniknąć rozmowy na temat mojego pożegnania z Darkiem pospiesznie poszłam do siebie. W nocy nie mogłam spać myśląc o tym co się stało. Poza tym jutro sobota...Nie spałam prawie do rana, jednak w końcu, nie wiem nawet kiedy, sen wziął nade mną górę...
Rozdział II
Od zabawy u Pauli minął tydzień. Jacek się nie odzywa, a ja czuję się okropnie. Zrobiłam sobie nadzieje i się zawiodłam...Może on wcale nie jest taki idealny? Nie, to przecież Jacek! To on jest moim ideałem. Pewnie po prostu go zawstydziłam... Od tego rozkminiania rozbolała mnie głowa więc może już czas zająć się czymś innym... Ten tydzień minął mi głównie na nauce i na myśleniu o moim księciu. Dziś jest piątek i wreszcie się coś dzieje. Mam jechać do Izy na wixe. Zaproszenia dostało chyba całe gimnazjum więc jest duża szansa, że Jacek też się pojawi. Może znów do mnie zagada. Postanowiłam się odstawić. Włożyłam na siebie błękitną sukienkę, którą kupiłam specjalnie na tę okazję. Z przodu była ponad kolano, a z tyłu sięgała ziemi. Nawet Agata przyznała, że wyglądam olśniewająco i że ona idealnie pasuje do moich blond włosów. Włosy lekko pofalowałam. Siostra mnie umalowała dość delikatnie a za razem subtelnie. Na nogi włożyłam sandałki na obcasie i wyszłam. Kiedy dotarłam większość chłopców się na mnie patrzyła. Schlebiało mi to, jednak było dość krępujące. Byłam w wyśmienitym nastroju dopóki nie zauważyłam Jacka całującego się z Olką. Byłam załamana ale postanowiłam pokazać Jackowi co traci. Wybrałam jednego z przystojniejszych chłopaków i zaczęłam z nim tańczyć. Robiłam wszystko by Jacek to zauważył. Kiedy nas zobaczył był wściekły. Widziałam, że ma ochotę przyłożyć Darkowi, bo tak miał na imię mój wybranek. Kiedy udało mi się przestać przejmować Jackiem poczułam jak ktoś zakrywa mi rękami oczy.
-Cześć śliczna - powiedział Jacek z przesadną pewnością.
Nie odpowiedziałam ale on nie dawał za wygraną.
-Zatańczysz ze mną? - spytał.
Wzruszyłam tylko ramionami, a on wziął mnie w objęcia i zaczęliśmy tańczyć. Jacek nie był głupi i widział, że coś jest nie tak.
-Co jest mała?
-Nic. Nie mam ochoty z tobą tańczyć-powiedziałam.
Zaczęłam się oddalać, jednak on mocno złapał mnie za rękę. Musiałam się cofnąć.
-Jeżeli chodzi ci o tę zabawę u Pauli to sorry, ale uznałem, że nie masz ochoty się ze mną bawić, więc poszedłem do Olki.Nie gniewaj się o to.
Kiedy to powiedział próbował mnie pocałować, jednak ja go odepchnęłam.
-Co jest mała?! Myślałem, że marzysz o tym od podstawówki!
Rzeczywiście, tylko o tym myślałam przez tak długi czas...Dopiero teraz uświadomiłam sobie jaką on jest świnią. Postanowiłam zostawić to co powiedział bez komentarza i odeszłam. Chciałam już wrócić do domu. Okropnie chciało mi się płakać. Nie umknęło to uwadze Darka, który szybko do mnie podszedł i mnie przytulił. Kiedy zwolnił uścisk delikatnie złapał mnie za podbrudek i uniósł mi głowę tak, że musiałam patrzeć mu w oczy.
-Co się stało?-spytał szeptem
W skrócie opowiedziałam mu historię Jacka. On znów mnie przytulił i szepnął mi do ucha:
-Przez kogoś takiego jak Jacek nie warto płakać.
Teraz to ja chciałam go pocałować, w chwili słabości, jednak on delikatnie mnie od siebie odsunął i powiedział, że ma dziewczynę. Czułam się okropnie. Wybiegłam z domu Izy i poszłam do domu. Kiedy wróciłam byłam cała we łzach pobiegłam do pokoju, zamknęłam drzwi i zaczęłam płakać. Nie wiem jak długo to trwało bo zmęczona zasnęłam.
niedziela, 29 grudnia 2013
Rozdział I
Czy wy też uważacie, że każda dziewczyna ma swojego księcia z bajki? Moim księciem jest Jacek. Ten wspanaiły, niebieskooki blondyn jest prawdziwym księciem z bajki...Szkoda, że on nie uważa mnie za swoją księżniczkę, a przynajmniej tego nie pokazuje. Ja jestem Wiktoria, typowa nastolatka z wieloma kompleksami. Oprócz tego, że kocham się w Jacku i chcę go zdobyć nie mam w życiu żadnego celu. Choć moja mama próbuje za wszelką cenę podsunąć mi jakiś pomysł na życie, bo "ani się obejrzę, a już będę musiała wybrać swoją życiową drogę". Jak dla mnie zastanawianie się nad przyszłością to tylko strata czasu, choć jakby się nad tym lepiej zastanowić...Nie, nie będę tego teraz rozkminiać. Muszę przygotować się do szkoły, dziś pierwszy dzień w IIg. To podobno ważne wydarzenie, choć ja wcale się z tym nie zgadzam, no ale cóż... Skoro już muszę iść do szkoły to chcę oszołomić wszystkich swoim wyglądem. Hmmm... założę czarną mini i białą bluzeczkę, na pozór normalny zestaw dla każdej dziewczyny na ten dzień. Jednak to nie będzie strój, który krzyczy "muszę być taka sama jak wszyscy inni" on będzie krzyczał "jestem twoją boginią". Do mojego kompleciku dorzucę czarne pończoszki i nowe buciki na wysokim obcasie. Jeszcze make-up i mogę wychodzić. Zapomniałabym, muszę się jeszcze uczesać... Niech będą rozpuszczone włosy. No to idę.
Dzisiaj lekcje były głównie organizacyjne więc dało się przeżyć. Już pomyślałam dzień jak co dzień - nudny i bez sensu, kiedy usłyszałam znajomy głos, domyślałam się, że to właśnie on
-Hej Wiki. Bosko wyglądasz.
Teraz byłąm pewna, moje marzenia się spełniały, właśnie usłyszałam od Jacka, że wyglądam bosko. Trochę spanikowałam, ale nie chcąc wyjść na idiotkę zaczęłam z nim rozmawiać.
-Cześć. Dziękuję, że tak mówisz, to miło z twojej strony-wydukałam.
-Idziesz dziś do Pauli?
-Myślałam o tym, ale nie mam z kim pójść.
-Możemy iść razem, ja też nie mam jeszcze pary.
Miałam ochotę krzyczeć z radości, przytulić go, pocałować, jednak się wstrzymałam, gdyż pomyślałam, że Jacek stwierdzi, że jestem kretynką i się wycofa. Powiedziałam tylko:
-Właściwie to czemu nie. Zgoda.
-W takim razie będę po ciebie o 19:00-powiedział i odszedł
Byłam najszczęśliwsza na świecie! Po głowie krążyło mi tysiące myśli: Czy ja mu się podobam? Co jeśli narobię sobie lub jemu siary? W co ja się ubiorę?
Po jakimś czasie udało mi się uporać z myślami. Szczęście mi sprzyjało, bo moja siostra Agata pożyczyła mi swoją śliczną sukienkę. Więc się wystroiłam, umalowałam i uczesałam. Siedziałam jak na szpilkach kiedy czekałam na mojego księcia. Znów pojawiły się czarne myśli : Co jeśli mnie wystawi? A jeżeli się rozmyślił? Na szczęście zadzwonił dzwonek do drzwi, a za nimi stał Jacek. Zabrał mnie do taxi i pojechaliśmy na zabawę.
Na miejscu Jacek zatańczył ze mną tylko jeden taniec co mnie okropnie rozczarowało, poza tym zarywał do Olki, która była sztuczną, opryskliwą lalą. Na twarzy miała tonę tapety, była ubrana w mini, która więcej odkrywała niż zakrywała i w skąpą, obcisłą bluzeczkę. Zepsuła mi cały wieczór! Poprosiłam Jacka, żebyśmy wracali. Zrobił dla mnie chociaż tyle i odwiózł do domu. W podłym nastroju się położyłam i próbowałam zasnąć, jednak przez długi czas myśli o Jacku nie dawały mi spokoju...
Dzisiaj lekcje były głównie organizacyjne więc dało się przeżyć. Już pomyślałam dzień jak co dzień - nudny i bez sensu, kiedy usłyszałam znajomy głos, domyślałam się, że to właśnie on
-Hej Wiki. Bosko wyglądasz.
Teraz byłąm pewna, moje marzenia się spełniały, właśnie usłyszałam od Jacka, że wyglądam bosko. Trochę spanikowałam, ale nie chcąc wyjść na idiotkę zaczęłam z nim rozmawiać.
-Cześć. Dziękuję, że tak mówisz, to miło z twojej strony-wydukałam.
-Idziesz dziś do Pauli?
-Myślałam o tym, ale nie mam z kim pójść.
-Możemy iść razem, ja też nie mam jeszcze pary.
Miałam ochotę krzyczeć z radości, przytulić go, pocałować, jednak się wstrzymałam, gdyż pomyślałam, że Jacek stwierdzi, że jestem kretynką i się wycofa. Powiedziałam tylko:
-Właściwie to czemu nie. Zgoda.
-W takim razie będę po ciebie o 19:00-powiedział i odszedł
Byłam najszczęśliwsza na świecie! Po głowie krążyło mi tysiące myśli: Czy ja mu się podobam? Co jeśli narobię sobie lub jemu siary? W co ja się ubiorę?
Po jakimś czasie udało mi się uporać z myślami. Szczęście mi sprzyjało, bo moja siostra Agata pożyczyła mi swoją śliczną sukienkę. Więc się wystroiłam, umalowałam i uczesałam. Siedziałam jak na szpilkach kiedy czekałam na mojego księcia. Znów pojawiły się czarne myśli : Co jeśli mnie wystawi? A jeżeli się rozmyślił? Na szczęście zadzwonił dzwonek do drzwi, a za nimi stał Jacek. Zabrał mnie do taxi i pojechaliśmy na zabawę.
Na miejscu Jacek zatańczył ze mną tylko jeden taniec co mnie okropnie rozczarowało, poza tym zarywał do Olki, która była sztuczną, opryskliwą lalą. Na twarzy miała tonę tapety, była ubrana w mini, która więcej odkrywała niż zakrywała i w skąpą, obcisłą bluzeczkę. Zepsuła mi cały wieczór! Poprosiłam Jacka, żebyśmy wracali. Zrobił dla mnie chociaż tyle i odwiózł do domu. W podłym nastroju się położyłam i próbowałam zasnąć, jednak przez długi czas myśli o Jacku nie dawały mi spokoju...
Witam wszystkich :)
Hej! Na tym blogu chciałabym napisać coś w rodzaju książki...robię to głównie dla siebie, więc nawet z zerową frekfencją chcę się sprawdzić. Choć przydaliby się jacyś goście, bo chciałabym, żeby ktoś to ocenił...no nic zapraszam do czytania, komentowania i co jeszcze chcecie :P Mam nadzieje, że was zainteresuję. Zapraszam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)